Wycieczka statkiem "Makarski Jadran" na wyspę Hvar, wyspę Brac

Następnego słonecznego dnia, obudziliśmy się o 7 rano i dzielnie wymaszerowaliśmy do Mariny w Tucepi, skąd miał zabrać nas statek. Czekamy i czekamy. Chorwat od którego kupiliśmy bilety poprzedniego dnia (150 zł za osobę) uspokaja nas (po angielsku, niemiecku i jakim sobie tylko wymarzymy języku), że statek ma lekkie opóźnienie, ale już płynie. Po chwili usłyszeliśmy z oddali głośną muzykę i naszym oczom ukazał się długo wyczekiwany okręt:

Był tłok jak jasna cholera! Jak to bywa w takiej sytuacji wszyscy, którzy wsiadali z nami chcieli być pierwsi. Efekt był taki, że na początku zostaliśmy rozdzieleni i półdupkiem siedzieliśmy przy stolikach zapełnionych po brzegi wycieczkowiczami z innych krajów. Panie roznoszące napoje ulitowały się nad naszym "półdupkowym" losem i posadziły nas przy zarezerwowanym przez - jak się później okazało - parę Słoweńców stoliku. No i zaczęło się... na początek rakija -do popicia wino lub fanta. Bardzo szybko nawiązaliśmy nić przyjaźni z naszymi Słoweńcami, potem z Włochami, następnie z Litwinami. Oczywiście z Polakami także. DJ tej imprezy miał z 65 lat, lecz nie pamiętam abym kiedykolwiek lepiej się bawił. Przed zwiedzaniem wyspy Hvar podano obiad - makrelkę z grilla pikle i bułeczka. Po obiedzie zwiedzanie wyspy, która okazała się piękną oazą ciszy i spokoju z pięknymi malowniczymi wąskimi kamiennymi uliczkami:

GALERIA 

Po godzinie załadunek na statek i kolejna piękność, czyli wyspa Brac ze swoim cudownym miasteczkiem Bol. Taksówką wodną dotarliśmy na słynny cypel i na własne oczy przekonaliśmy się o pięknie tego miejsca:

GALERIA

Słuchajcie nieważne były te piękne miejsca które zobaczyliśmy, ale taka impreza jaka była na tym statku, to rzecz warta wydania tych 150 złotych od pyska. Zapewniam Was że będziecie mieli co wspominać w długie zimowe wieczory, siedząc przed telewizorem.